środa, grudnia 30, 2009

czas


a wymyślony czas i tak ma gdzieś nasze tęsknoty i płynie,
________________________________i płynie,
___________i płynie...

więc nie wiem jak wy, ale ja mam ochotę trochę go potrwonić w tym mijającym roku.

a co mi tam zasłużyłem sobie na to.

no właśnie!

patrzę w kalendarz i co widzę, to co każdy na moim miejscu. jedną z trzech ostatnich karteczek, jakie przewidział producent tego dobrobytu na ten rok. no cóż kartka z cyfrą 29 wylądowała na blacie w kuchni przyciśnięta kubkiem kawy - przyda się, na odwrocie znalazłem przepisy na noworocznego drinka.
teraz jest widoczna 30-stka. w przyszłym roku będzie bardziej mi tożsama niż kiedykolwiek wcześniej, no ale to dopiero za kilka miesięcy.

zostały dwie kartki, ostatnie dwie przewidziane na ten rok. dwie i nic ponad to! chyba najwyższa pora zastanowić się nad sobą, przeanalizować za i przeciw, stworzyć bilans zysków i strat.
no i tak się nad tym wszystkim zastanawiam, to nasuwa mi się pytanie: właściwie po co?

co gorsze nie znajduje na nie odpowiedzi, ani dziś, ani nigdy wcześniej. a może właśnie tak ma być? nie wiem, jakoś nie czuję tej wielkiej pompy, fajerwerków itp, a szampański nastrój jest mi niewiarygodnie obcy.

zabawnie prawda?

ale poza tym wszystkim, w nowym roku dostanę swoją jedyną i najukochańszą gwiazdkę z nieba.
a co!

i co wy na to?


poniedziałek, grudnia 28, 2009

rozmowy z lustrzanym odbiciem - powroty

- co robisz?
- czytam.
- co czytasz?
- Twoje odbicie, szukam czegoś dla siebie. Czuję się jakaś bezdomna, chyba inaczej myślę o nas niż Ty.
- ojej!
- ale nie przejmuj się, nie ma czym.
- nie bardzo rozumiem jak mam to odebrać, raczej naturalne jest, że myślimy inaczej.
- taak.
- ale coś czuję że to grubsza sprawa będzie - zaczynam się przejmować.
- nie, NIE, nie.
- TAK, tak, tak! poważnie
-
no właśnie chyba zbyt poważnie. zbyt poważnie traktuję, Ciebie, siebie, to, co robię
- co to znaczy?
- brutalna ta moja bezdomność i to zupełnie nic nie znaczy.
- zupełnie?
- zupełnie!
-chodź cię zaadaptuję i będę się tobą opiekował.
- wiesz, wierzyłam w Twoje fantazje na mój temat, może nawet nie fantazje, a wyobrażenia, pragnienia, traktowałam wszytko dookoła jako zbiór ważnych dla mnie informacji, a tu patrzę w lustro i co widzę? widzę, że jednak prowizoryczną tymczasowość, zachowujesz i zaznaczasz swoją odrębność, a ja utęskniona zdycham do Ciebie - to refleksja taka, na temat jak spostrzegamy to nasze, "my".
- no całkiem mocna ta refleksja, ale do rzeczy wchodzisz czy nie?
- no dobrze zaadoptuj mnie, podpiszemy papierki a zaraz potem zrobimy...
- hola hola! ja adoptuję i ja ustalam warunki, basta!
- ale...
- po pierwsze, obiecaj mi, że nie będziesz na mnie szczekać i chlastać jęzorem.
- ok!
- po drugie, nie ma porannego zrywania ze mnie kołdry!
- no wiesz, ale ja tak bardzo...
- czekaj, jeszcze jest trzeci warunek konieczny i ostateczny...
- no jaki, no powiedz jaki, proszę.
- będziesz mnie kochać cierpliwie i czule, to co wchodzisz?
- hm..., ok biorę wszystko, gdzie podpisać?
- o, tutaj w tym miejscu.
- już! i co teraz?
- jak to co, kochaj mnie!

niedziela, grudnia 27, 2009

słońce pośród gwiazd

za oknem słońce. zapowiedź dzisiejszych okoliczności przyrody odebrałem już wczorajszej nocy. wychodząc z domu nad głową miałem zachmurzone niebo i silny zachodni wiatr. pamiętam, że pomyślałem, że fajnie by było popatrzeć na księżyc. i tyle.

tego wieczoru jeszcze wielokrotnie zadzierałem głowę do góry. za każdym razem niebo było coraz bardziej przetarte. miałem okazję podziwiać żeglujące chmury na tle granatowoczarnego nieba. wrażenie potęgowało światło księżyca, które wspaniale wręcz magicznie rozświetlał podniebne baranki.

w czasie, o którym piszę przebywałem w ścisłym centrum miasta, a więc zwarta zabudowa miejska, kupę betonu i asfaltu i - co staje się ostatnio coraz bardziej modne - odrobinę więcej szkła. miasto się 'rozwija' przybywają wielkie połacie zadaszonych metrów kwadratowych, umożliwiające wzięcie udziału w nowoczesnych pielgrzymkach i pochodach. dotarła nawet do tego zapomnianego przez czas miejsca 'magia' promocji.
jest szybkie żarcie, szybka praca, szybkie życie i... zdecydowanie za mało wolnej woli. nawet to miasto, które zostało w przeszłości zbudowane na wielkich podkładach węgla, zrozumiało że w czasach szalonych ekip namaksaproekologicznych, musi dać swoim mieszkańcom coś więcej, żeby mogło pozostać na mapie czarną kropką. poza tym jest jeszcze kwestia złóż naturalnych, których jest coraz mniej.
dlatego już od dawna zauważyć można odpływ młodych ludzi do większych miast w kraju i na świecie. ci, którzy pozostają czasami mają szczęście, układają sobie wspaniałą wieżę z zastanych klocków i są szczęśliwi. jednak zdecydowanie więcej można spotkać takich, którzy pogubili się w gonitwie za coraz to bardziej modną modą. mają zawsze dużo do powiedzenia o tym co w kraju i za granicą, o podróżach, nowinkach technicznych. dla każdego mają jakąś dobrą radę i wspaniały sposób na życie. na lewo i prawo rzucają tym z rękawów swoich modnych koszul. przykre w tym wszystkim jest tylko to, że sami nic nie robią i większość czasu - a jako bezrobotni mają go całkiem sporo - inwestują w programy popularno-naukowe, które oglądają w swoich modnych telewizorach kupionych za pożyczone pieniądze. ludzie diskoveryzacji.

czasem jednak przy okazji świąt do miasta przyjeżdżają ci, którzy odważyli się na jakieś zmiany. ich opowieści może nie przypominają tych rodem z hollywood, ale w każdej z nich czuć znamiona pasji, pasji która zaraża, czasem nawet na dłuższą chwilę. oczywistym jest fakt, że nie wszystkim, którzy próbują od razu się udaje. ale próbują dalej. bo warto. spotkania z takimi osobami, są zawsze odświeżające.

być może to miasto wykorzysta kiedyś swój potencjał i da młodym osobą godne warunki do rozwijania własnej legendy, a może pozostanie tylko miejscem zamieszkałym przez emerytów i rencistów. a może jak przyjadę tu znowu za kilka lat zupełnie nic się nie zmieni. nie wiem jak będzie.

dziś mogę tylko powiedzieć, że takiego nieba nocą nie ma nigdzie indziej na ziemi i może lepiej, żeby tak pozostało.

a i jeszcze jedno,
tak gdzieś koło północy, podczas powrotnej wędrówki do domu, gdy już wyszedłem z labiryntów miejskiej zabudowy, zauważyłem całkowitą zmianę kierunku wiatru z zachodniego na południowy. no i oczywiście było już zupełnie czyste niebo pełne gwiezdnego pyłu.
i wiecie co, najbliższa pełnia księżyca będzie wyjątkowa.

piątek, grudnia 25, 2009

statystycznie

zaliczam się do grupy tych nienormalnych.
spędzanie czasu z najbliższymi rozstraja mnie nerwowo wpędza w depresje. czuje się jakoś tak beznadziejnie w towarzystwie rodziny. nie wiem, ale wydaje mi się, że uwierzyli w jakieś ideały i na siłę starają się mnie na nie nakierować. ale jest mały problem. nigdy mi o nich nie opowiedzieli.

jeszcze tylko kilka godzin i wleje w siebie morze alkoholu, to pozwoli mi zapomnieć o nerwach, braku zrozumienia i trzęsących się z bezsilności dłoni.

boję się, że doniesienia z gazet o beznadziejnej śmierci są tak jakby...

...o mnie.

siły życzę

czwartek, grudnia 24, 2009

inaczej o świętach


bo w tym czasie tak wszyscy sobie życzą, szczęścia radości i że w atmosferze rodzinnej, czas na przemyślenia, długie rozmowy. i że nawet przez tą krótką chwilę skłóceni potrafią pogadać o niczym znaczącym, ale zawsze... to rozmowa.


wielu cały rok, żyje tym dniem.
inni znowu kombinują jak ten dzień przeżyć.


a ja?

no cóż pozostaje mi tylko pozostać sobą.
nie do końca jest tak, że jest mi z tym dobrze.


dlatego chcę wam (a przede wszystkim sobie) życzyć odwagi, aby w ważnych chwilach pokonywać własny strach przed życiem.

a tak wyglądają święta na wsi

czwartek, grudnia 17, 2009

huhu ha idzie zima zła!

próbuję zachować resztkę człowieczeństwa, oddając się rutynie, za którą nie do końca przepadam.

a po godzinach: śnieg za oknem chyba dopiero się rozkręca, chciałbym aby tak do świąt sypało. rozumiem, że niektórzy to, nie do końca przepadają za takim obrotem sprawy, bo miotełka, bo szypa, bo skrobaczka i pewnie jeszcze wiele innych powodów. ale jest zima i zima ma być, taka biała z bałwanami.
tylko jest jedno ale; w pogoni za sensacją i pewnie z racji mrozu co widmo domniemanej pandemii grypy przesunie na wiosnę w massmediach pewnie usłyszymy o krwawym żniwie białej zimy. no ale cóż, do krwawego lata już przywykłem więc i do takiej zimy da się przyzwyczaić.