czwartek, marca 31, 2011

wiosennych prac ciąg dalszy

dziś prace wyraźnie przyspieszyły. udało się wreszcie zeskrobać to cholerstwo z kadłuba (farbę antyporostową), a nawet przemyć acetonem dno. niestety zabrakło troszkę rozpuszczalnika, żeby wykończyć robotę na dziobie, ale jutro też jest dzień.
co ważniejsze, w tym momencie dno jest przygotowane do kolejnych działań. a jest tego jeszcze sporo. oczywiście w dalszym ciągu będę zamieszczał relacje z kolejnych etapów prac.





środa, marca 30, 2011

wiosna sprawia, że skóra nabiera rumieńców

tak to wygląda po kolejnych pięciu godzinach. już niewiele zostało, tak samo jak na moich dłoniach już niewiele jest miejsc bez odparzeń, odcisków i otarć. nie narzekam bońciepanieboże, staram się tylko oddać skalę włożonej pracy. odciski, odparzenia i otarcia biorą się nie z nienauczonych ciężkiej pracy dłoni a z jej charakteru. powiem inaczej, od poniedziałku kiedy się babrzę z tym dnem, spróbowały do tej pory mi pomóc trzy osoby. bardzo szybko znalazły sobie inne zajęcia, hihi. praca wymaga stoickiego spokoju, cierpliwości, sprytu i żelaznych dłoni, których jak się okazało niestety nie posiadam. no cóż okazuje się, że godziny spędzone na rowerze niewiele pomagają w hartowaniu dłoni ;)
aaa, bym zapomniał na twarzy i na karku pojawiają się pierwsze objawy słońca  :) 





same korzyści :)

wtorek, marca 29, 2011

wiosna, wiosna

może tego nie widać na pierwszy rzut oka, jednak praca wre.
tak jak już wspominałem wczoraj usuwanie antyfoulingu nie należy do najprzyjemniejszych prac, jednak czasami warto to wykonać. 

otrzymałem dzisiaj w nagrodę kilka odcisków na dłoniach, odparzeń na poszczególnych palcach, ale i tak jest super. kolejny dzień na świeżym z widocznymi oznakami postępów w pracach. 


i pewnie jest to całkiem prozaicznie, jednak oglądanie efektów swojej pracy ma w sobie coś oczyszczającego. w mgnieniu oka człowiek zapomina o troskach i chociaż przez chwile w tych dziwnych czasach, ma swoje własne święto. 


jak widać na zdjęciach, procedura jest banalnie prosta, wystarczy posmarować przygotowaną powierzchnię do usunięcia budyniowatym czymś o zapachu bliżej nie określonym (co niektórzy są w stanie odnaleźć w tym zapachu budyń, jednak ręczę, że to tylko budyniowato wygląda), następnie odczekać kilka minut, po czym za pomocą widzianych skrobaków spróbować dziadostwo usunąć. słowo 'spróbować' ma tutaj kluczowe znaczenie. ten ogrom pracy, który można powyżej podziwiać został wykonany w czasie mniej więcej 5h, z małymi przerwami na złapanie oddechu. 


nie jest łatwo, ale to było wiadomo z góry. jednak każdy słoneczny dzień przybliża nas do osiągnięcia całkowitego sukcesu. poza tym, jest bardzo przyjemnie spędzać czas na świeżym i obserwować otoczenie, które jakby nie było właśnie zaczyna się wybudzać ze snu po długiej zimie. słychać coraz więcej różnych nawoływań pośród wszelakiego ptactwa wodno - lądowego, czuć specyficzny zapach wody i widać nieśmiałe odrosty pośród traw i drzew na przystani. plan jest taki, by za dwa tygodnie to maleństwo już bujało się na wodzie, więc nie pozostaje nic innego jak zakasać rękawy i...
trzymać kciuki ;)

wiosna ma zapach żelkotu

przyszła wiosna.
jakoś specjalnie swoim początkiem nie rozpieszcza, jednak dzisiaj można było swobodnie spędzić czas na świeżym. a skoro za oknami jest przyjemnie, postanowiliśmy z trzonem braci żeglarskiej 'odśnieżyć' co nieco sprzętu na przystani. 


wszem i wobec ogłaszam, iż przygotowania do sezonu 2011 właśnie się rozpoczęły. a co za tym idzie? praca, praca i jeszcze raz praca. wielogodzinne medytacje nad dopieszczaniem kadłubów jachtów, zdzieranie starego antyfoulingu (powłoka zapobiega przed porastaniem części podwodnej kadłuba glonami), by położyć nowy, wszelkie uzupełnianie ubytków w laminacie oraz laminowanie tych części kadłuba, których nie da się zaszpachlować.
na rozgrzewkę chwyciłem za szlifierkę oscylacyjną, załadowałem papieru o gramaturze 320, i tak już było przez mniej więcej kolejnych  5 godzin. 

zabrałem się z tym sprzętem za 'poziomkę'. jachcik, który w zeszłym roku udało nam się uratować przed zezłomowaniem. włodarze prawdopodobnie postawili na nim krzyżyk, a tu proszę. jacht przez cały sezon wypływał wraz ze szkółką żeglarstwa od początku czerwca do końca listopada.
po kilku godzinach w pyle burta prawa przejrzała na tyle, żeby można było określić zakres dalszych prac, w między czasie zostały dokonane próby na wspomnianej wyżej warstwie antyfoulingu (to to brązowe bordo na zdjęciach). muszę tutaj nadmienić, że nie poznałem nikogo pośród żeglarzy, którzy na samą myśl o usuwaniu antyporostówki z dna nie dostają dreszczy. najogólniej, chyba najbardziej nielubiana robota przy jachcie.

a jutro znowu, słońce, jachty i szumna keja. na razie wygląda to dość nietypowo (pośród zimującego na brzegu sprzętu ciężko jest dojrzeć chociaż kawałek wody), ale za miesiąc będzie już nieco inaczej.

środa, marca 02, 2011

rozmowy z lustrzanym odbiciem

- gdzie byłeś?
- wiesz?, w zasadzie to nie wiem. jednak, gdziekolwiek bym nie spojrzał widziałem gwiazdy.
- hmm, to ciekawe. czy zobaczyłeś tam, w tych gwiazdach, coś ciekawego?
- trudno powiedzieć czy coś w nich widziałem, jednak przez cały czas słyszałem coś, tak jakby ktoś szeptał mi na   ucho.
- i co Ci szeptał?
- no tak po cichu mówił coś o tym, że ...


'może i nic nie dzieje się przez przypadek, ale czy warto nad każdym przypadkiem tak bardzo trwonić czas?
przecież zdarzył się, od tak - bo zaistniała taka możliwość w jego wszechświecie zdarzeń. jednak czy rozmyślamy nad tym, dlaczego właśnie (w tej właśnie chwili) przejechał samochód po drodze osiedlowej za płotem? chyba nie! więc po co marnować czas, na rzeczy przyziemne? ... 
- przeszłość kreuje teraźniejszość, bez względu na to jak postrzegamy przyszłość!'


... tak, właśnie jakoś to słyszałem.
i co ty na to?
- no cóż muszę przyznać, że trochę mnie zaskoczyło to, co usłyszałeś od gwiazd. jednak, wiesz co?...
chyba jednak coś w tym jest!