byłem w lesie.
pojechałem rowerkiem przepalić fizycznie jakąś beznadziejną deprechę.
bywa. jesień się zaczyna, czuć to każdego poranka a i później podczas dnia złota polska nas nie dopieszcza.
po dwóch godzinach pedałowania, okazało się, że po raz kolejny się zgubiłem.
fascynujące jest to jak człowiek zatraci się na drodze i jedzie i jedzie, i koła się kręcą a leśny świat umyka do tyłu. zakręt w lewo, później w prawo, w górę a zaraz potem w dół. i niby wszystko normalnie, ale nagle przychodzi ten moment, że należałoby zawrócić. po czym okazuje się, że drogę, którą jechałem już dawno zatarł las, a ja stoję pośrodku puszczy wśród paproci i drzew.
nie potrafię sobie wytłumaczyć, jak to się stało, ale stało się i co teraz?
ano nic, usiadłem na zwalonym pniu pośrodku runa leśnego, wyciągnąłem z plecaka termos i aparat i się zadumałem na dłuższą chwilę. zabawne było to, że wcale nie zastanawiałem się gdzie jestem, ale jak jestem.
a byłem, oj byłem...
jesień wcale nie jest taka straszna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz