czas jakoś tak odpływa w niepamięć kolejnego "teraz", więc powoli do snu należaloby się poskładać. i pralka się naprawiła i farba w sklepie miała być i co prawda do końca się nie udało, ale wycieczka zkończyła się pełnym sukcesem okupionym 2 kilogramami pierogów z (na przemian) mięsem i ruskich. a co, tam! że wigilijnie, nie?! i zaczęło sie kucharzenie pełną gębą a raczej pełnymi oczami łez - no bo jak zjeść pieroga bez smażonej cebulki. więc było żewne płakanie nad warzywem, poddanemu egzekucji tępymi narzędziami katów w postaci rąk uzbrojonych w ostrze. no ale jadło też było przednie - na miarę wieczerzy!
najwyższa pora wsiąść w 'ostatniej nocy tramwaj'. musze skrzydła brzęczą nad uchem, oddalając w niepamięć nocy dzień. dobranoc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz