no i jest lubiany przeze mnie poniedziałek.
przetrwałem saneczkarski week, a wiosna już gdzieniegdzie pełną parą.
było szalenie, a ścieżki którymi szedłem miały wiele zwrotów akcji i nieprzewidywalnych atrakcji.
może i było troszkę do ponarzekania, bo i pogoda niestabilna, zimno, wiało i padał deszcz, ale mnie to zupełnie nie obchodziło. ładowałem baterię, bo lubię jak nad głową niebo, a pod tyłkiem ziemiście i nic już z tym nie zrobię. a i kompan dopisał, więc tylko pozazdrościć sobie takiego czasu. i zazdroszczę a co, wolno mi!
poza tym dużo myśli o bycie, nawet kilka rozmów bez większego ładu i składu, ale o tym jeszcze niewiele mogę powiedzieć, więc poczekam, aż wszystkie karty się odkryją.
jedno jest pewne: z dnia na dzień postrzegam inaczej, a w moim ciele energetycznym zachodzą fascynujące zmiany. tymi samymi oczami dotykam szerszych przestrzeni a i dźwięki są bardziej krystaliczne. cieszę się na samą myśl o celu tej drogi, a na horyzoncie pojawiają się wiosenno-letnie zapachy łąk, ... dostaje dreszczy, ... fajnie co?
i wiecie co wam powiem;
- TO NIE JEST SEN! - pamiętajcie o tym na łące pełnej wielobarwnych kwiatów.
aha, bym zapomniał, nie zastanawiajcie się nad tytułem posta, nie ma większego sensu ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz