sobota, października 09, 2010

navigare necesse est...



mija sobota. właściwie pozostała z niej tylko godzina.
większość słonecznego dnia spędziłem pod żaglami udzielając się w regatach kończących sezon nawigacyjny 2010. 
jakoś tak to się poukładało, że udało się wywalczyć podium z nr 1. fajnie jest od czasu do czasu znaleźć się przed wszystkimi w stawce, chociaż z drugiej strony uwielbiam pływać za tak zwanymi "starymi wygami". jest to niewątpliwie wielka przyjemność "podglądać" profesjonalistów, przy okazji czerpiąc pełnymi garściami nauki wypływające z obserwacji stawki. 
w regatach jest coś magicznego. oczywiście liczy się sprzęt, na którym się pływa ( powinienem wymienić to na samym końcu), szeroko pojęta taktyka, umiejętności (odpowiednio szybkie reagowanie/lub nie na zmiany wiatru) , no i oczywiście odrobina szczęścia. sam nie wiem, co z tej wyliczanki liczy się bardziej. chyba wszystko musi się zgrać. powiem inaczej, jeżeli sternik nabierze odpowiedniej świadomości, przestaje przeszkadzać wyżej wymienionym czynnikom. 
reasumując w tym sezonie wielokrotnie udawało mi się zajmować miejsca na podium. właściwie za każdym razem "łapałem" się na pudło. było wiele tych najwyższych stopni i pewnie dużo więcej pozostałych. jednak wątpię w to - i to niezależnie od zajmowanych miejsc - żeby mogło mi się kiedykolwiek znudzić żeglarstwo regatowe, nawet to, na poziomie okręgowym. bo będąc szczerym, jeszcze nigdy nie odważyłem się na start w "poważniejszych" zawodach.
kto wie, może nastąpi to niebawem...?

1 komentarz:

Tom pisze...

Gratuluję. Mówiłem,że będzie znowu złoto. Idź do przodu.
I niech wiatr ci wieje w plecy.