przyszła wiosna.
jakoś specjalnie swoim początkiem nie rozpieszcza, jednak dzisiaj można było swobodnie spędzić czas na świeżym. a skoro za oknami jest przyjemnie, postanowiliśmy z trzonem braci żeglarskiej 'odśnieżyć' co nieco sprzętu na przystani.
wszem i wobec ogłaszam, iż przygotowania do sezonu 2011 właśnie się rozpoczęły. a co za tym idzie? praca, praca i jeszcze raz praca. wielogodzinne medytacje nad dopieszczaniem kadłubów jachtów, zdzieranie starego antyfoulingu (powłoka zapobiega przed porastaniem części podwodnej kadłuba glonami), by położyć nowy, wszelkie uzupełnianie ubytków w laminacie oraz laminowanie tych części kadłuba, których nie da się zaszpachlować.
na rozgrzewkę chwyciłem za szlifierkę oscylacyjną, załadowałem papieru o gramaturze 320, i tak już było przez mniej więcej kolejnych 5 godzin.
zabrałem się z tym sprzętem za 'poziomkę'. jachcik, który w zeszłym roku udało nam się uratować przed zezłomowaniem. włodarze prawdopodobnie postawili na nim krzyżyk, a tu proszę. jacht przez cały sezon wypływał wraz ze szkółką żeglarstwa od początku czerwca do końca listopada.
po kilku godzinach w pyle burta prawa przejrzała na tyle, żeby można było określić zakres dalszych prac, w między czasie zostały dokonane próby na wspomnianej wyżej warstwie antyfoulingu (to to brązowe bordo na zdjęciach). muszę tutaj nadmienić, że nie poznałem nikogo pośród żeglarzy, którzy na samą myśl o usuwaniu antyporostówki z dna nie dostają dreszczy. najogólniej, chyba najbardziej nielubiana robota przy jachcie.
a jutro znowu, słońce, jachty i szumna keja. na razie wygląda to dość nietypowo (pośród zimującego na brzegu sprzętu ciężko jest dojrzeć chociaż kawałek wody), ale za miesiąc będzie już nieco inaczej.
jakoś specjalnie swoim początkiem nie rozpieszcza, jednak dzisiaj można było swobodnie spędzić czas na świeżym. a skoro za oknami jest przyjemnie, postanowiliśmy z trzonem braci żeglarskiej 'odśnieżyć' co nieco sprzętu na przystani.
wszem i wobec ogłaszam, iż przygotowania do sezonu 2011 właśnie się rozpoczęły. a co za tym idzie? praca, praca i jeszcze raz praca. wielogodzinne medytacje nad dopieszczaniem kadłubów jachtów, zdzieranie starego antyfoulingu (powłoka zapobiega przed porastaniem części podwodnej kadłuba glonami), by położyć nowy, wszelkie uzupełnianie ubytków w laminacie oraz laminowanie tych części kadłuba, których nie da się zaszpachlować.
na rozgrzewkę chwyciłem za szlifierkę oscylacyjną, załadowałem papieru o gramaturze 320, i tak już było przez mniej więcej kolejnych 5 godzin.
zabrałem się z tym sprzętem za 'poziomkę'. jachcik, który w zeszłym roku udało nam się uratować przed zezłomowaniem. włodarze prawdopodobnie postawili na nim krzyżyk, a tu proszę. jacht przez cały sezon wypływał wraz ze szkółką żeglarstwa od początku czerwca do końca listopada.
po kilku godzinach w pyle burta prawa przejrzała na tyle, żeby można było określić zakres dalszych prac, w między czasie zostały dokonane próby na wspomnianej wyżej warstwie antyfoulingu (to to brązowe bordo na zdjęciach). muszę tutaj nadmienić, że nie poznałem nikogo pośród żeglarzy, którzy na samą myśl o usuwaniu antyporostówki z dna nie dostają dreszczy. najogólniej, chyba najbardziej nielubiana robota przy jachcie.
a jutro znowu, słońce, jachty i szumna keja. na razie wygląda to dość nietypowo (pośród zimującego na brzegu sprzętu ciężko jest dojrzeć chociaż kawałek wody), ale za miesiąc będzie już nieco inaczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz