wzgórze gdzieś na północny zachód od centrum.
- co robisz?
- patrzę na ciebie.
- jestem z boku, więc dlaczego patrzysz w niebo?
- właśnie tam cię znalazłem, dlatego za każdym razem tam ciebie szukam.
- ale jestem tutaj na ziemi. siedzę z tobą ramię w ramię na tym już dość ciepłym cokole. skubiemy razem słonecznik, rozmawiamy o masonach, duchach i że piękne to o..., co przed nami. wspaniała ta wieża.
- tak, wspaniała. wszystko kochanie się zgadza. jest tak jak mówisz. wiesz, jestem szczęśliwy, dlatego zawsze w tych chwilach spoglądam w niebo. za każdym razem odnajduję konstelację i uśmiecham się do ciebie. bo widzisz, doświadczam na sobie paradoks.
- hmm, mam nadzieję, że właśnie mnie nie obrażasz?
- najdroższa ależ skąd. paradoks bierze się z tego, że jednocześnie jesteś na niebie i właśnie tutaj, siedzisz obok, ramię w ramię. uśmiechasz się tak jak lubię i patrzysz tak jak za pierwszym razem. anielskie stworzenia, podobno, gdy zdecydują się na ziemski byt tracą swoje gwiezdne przywileje. a tu proszę, wciąż jesteś na niebie i zawsze odwzajemniasz mój uśmiech.
- kocham cię!
- wiesz, czuję, że muszę się gdzieś wdrapać.
- ale zaraz, halo! gdzie idziesz?
- no tutaj. na ścianę. widzisz to okno? ma chyba z 30 cm szerokości. jak wciągnę powietrze to powinienem się przez nie przecisnąć.
- czekaj, czekaj. przecież to okno jest ponad 3 metry nad ziemią, jak zamierzasz się do niego dostać?
- myślę, że nawet ze 4 metry. po prostu wdrapię się po ścianie, jak pająk, mucha, mrówka. to dla mnie normalka przecież.
- no tak, to ja tu posiedzę i sobie w gwiazdy popatrzę.
- ale najdroższa, przecież jest dopiero 15:20.
- i co z tego, lubię tak jak ty, patrzeć w gwiazdy o każdej porze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz