piątek, grudnia 19, 2008

nocne tramwaje

gabinet. na wprost drzwi, ikeowskie stylizowane na dębowe biurko z trudem utrzymywanym porządkiem na blacie. za biurkiem dumny siebie facet w białym kitlu, gdzieś po pięćdziesiątce i bez humoru. za facetem na ścianie, po lewej stronie okna z dumą rozwieszone etapy wejścia na obecne stanowisko. na lewo od biurka, pod ścianą skórzana kozetka, z jednonogim okrągłym stoliczkiem i stylowym krzesłem w nogach. po prawej wiktoriański kredens wypełniony fachową literaturą medyczną. jakieś ozdoby. całość tworzy sympatyczny obraz jednak poszczególne elementy zupełnie do siebie nie pasują.
pukanie do drzwi, dumny facet podchodzi, otwiera, wita się z gościem. na drzwiach od zewnętrznej strony wiesza na klamce hotelową ulotkę informującą o chęci zachowania spokoju. zamyka drzwi podchodzi do biurka.
- wie pan? jechałem tramwajem.
- o czym pan do mnie chcesz powiedzieć. dobrze pana znam i wiem, że to nie będzie łatwa rozmowa. więc proszę nie owijaj pan i oszczędź mi zbędnych opisów i metafor i wyduś to z siebie wreszcie.
- hola panie starszy, no co pan tak bojowo ja tu z miłością braterską do pana, porozmawiać, wypytać i może wreszcie - a może właściwie tylko w tym celu -zrozumieć, a tu proszę, że farmazony? no nie zamykam się w sobie!
- no dobrze już dobrze, podły nastrój dziś mam, ale coś widzę, że dzięki panu zaraz mi się poprawi. więc co z tym tramwajem? właściwie to nawet zaciekawił mnie pan, więc proszę - obiecuję nie będę przerywał.
- ale z pana szelma! jednak przeszedłem się wygadać więc się wygadam. i w dupie mam pana nastrój i to czy pana nudzę. jestem tutaj ponieważ zostałem skierowany do pana z urzędu, więc jak sam pan rozumie, muszę tu być! więc nie ma co się obrażać drogi panie, załatwmy to jak najszybciej, podbije pan kolejny kwitek i jeszcze jeden i jeszcze, aż w końcu ostatni wytłuści się pana wyedukowaną pieczątką i już nigdy więcej się nie zobaczymy. i proszę mi uwierzyć, oboje będziemy szczęśliwi.
- nie byłbym tego taki pewien.
- co pan tam szepcze pod nosem?
- nie, nie nic takiego. tak sobie coś w pamięci gmeram.
- wie pan co, może mi pan tu nie pierdolić farmazonów! ja wszystko wiem. wiem, że z pana chuj a nie specjalista, że pan jest tu na odsłudze, więc jakby na to spojrzeć pod tym kątem to jestem panu potrzebny.
- pan mi potrzebny? no bez przesady, nie pan to inny. zachwianych mamy na pęczki, widział pan poczekalnię - pęka w szwach i śmiesz pan jeszcze twierdzić, że jestem od pana uzależniony? haha to mnie pan rozbawił hihihi.
- wie pan co jakoś po mnie spływa pańska reakcja. jak już wcześniej wspomniałem z pana chuj a nie specjalista. wiem, że z żoną się panu nie układa, dzieci pana nienawidzą i nawet porządnie kochanki nie potrafi pan przelecieć - z czego zresztą też same kłopoty na pana spływają. tak, tak pan lepiej usiądzie, jeszcze nie skończyłem. wygodnie, panu? o! idealnie położył się pan. dobrze, widzę, że panu wygodnie. ale niech już pan zamknie usta bo mucha panu wleci i nasra na język, a jak pan już wie, nie jest to przyjemny smak. może wódeczki, na poprawienie krążenia?
- ukhm, jakiej wódeczki na służbie nie piję.
- no skoro pan tak twierdzi, to nie będzie miał pan nic przeciwko, jeżeli się poczęstuję tym co 3ma pan w biurku w lewej dolnej szufladzie?
- skąd pan wie! do diaska, kim pan jest!?
- jakbyś panie się koncentrował na służbie a nie ukradkiem pociągał wódzi, to byś pan wiedział po co się tu znalazłem i kim jestem.
- przecież wiem co robię, mam notes. z każdej sesji robię sobie notki, postępuje zgodnie z zasadami.
- z zasadami? notatki? no to mnie pan rozśmieszył. pan tą stertę makulatury z zapisem swoich erotycznych marzeń nazywa zapiskami z sesji? to się uśmiałem.
- pan jest szalony o czym pan mówi, proszę natychmiast opuścić mój gabinet. zaraz, co pan robi, nie proszę tam nie zaglądać! halo, proszę! do jasnej cholery błagam pana, niech pan to zostawi! proszę..
- dobrze, pan już się nie maże. chcę tylko zwrócić uwagę na mój tramwaj.
- do cholery jaki tramwaj?! kim pan jest?
- niestety, muszę już kończyć. pański czas, dla mnie już się dziś kończy. proszę podbić swoją tłustą pieczątką mój kwitek, zobaczymy się za tydzień. i zanim poprosi pan kolejnego jegomościa, pan się doprowadzi do porządku, trochę się pan umazał i wygniótł z tych nerw. pan się nie denerwuje, nie będę pana szantażował pańskimi tajemnicami. proszę mi uwierzyć, pana grzeszki są naprawdę bardzo naiwne i niewinne. na koniec coś panu jeszcze powiem. kojarzy pan swoją sekretarkę?
- panna karolina, co z nią?
- wiem, że się panu opiera a pan z miłą chęcią urzeczywistnił by z nią chociaż część swoich notesowych zapisków.
- jak pan śmie! pan mnie obraża!
- to co spojrzeć mam w notesik?
- nie, nie! niech pan tego nie robi, ma pan rację zły ze mnie człowiek!
- nie to nie z pana jest zły człowiek, pan się zagubił. jednak wróćmy do sekretarki...
- karoliny, no tak...
- ma na imię karol. do widzenia.

Brak komentarzy: