wtorek, kwietnia 28, 2009

coś o nas samych

każdy wszechświat bezustannie faluje. tak samo jak faluje czas. raz godzina staje się zaledwie paroma minutami, gdy sekundy zaś – niemiłosiernie ciągnącą się godziną.
mało tego! każdy
wszechświat istnieje w ciągłych korelacjach z innymi wszechświatami. czasem swoimi granicami nawzajem przenika się z innymi, lub kurczy się odcinając od reszty. bywa też tak, że dwa (lub więcej) wszechświaty, przenikną się na tyle mocno, że zaczynają pulsować jednym rytmem, na przemian się uzupełniając. jest to najlepszy i najbardziej chciany rodzaj współzależności między wszechświatami.
ale bywają też chwile, kiedy to w granicach wszechświata pojawiają się puste przestrzenie, nazywane dość słusznie dziurami. pustka ma to do siebie, że przyciąga inną pustkę zastępując sobą wielce skomplikowane, pięknie rozbudowane przestrzenie. pustka jest jak niechciany portal, pomiędzy wnętrzem wszechświata, a tym co poza nim. pustka jest wstanie pochłonąć wszystko, pustka nie ma granic, nie ma pojemności. pustka nie da się zmierzyć żadną ze znanych nam miar. skoro nie da się jej zmierzyć czy opisać za pomocą zrozumiałych symboli, oznacza to, że pustki nie ma.

jednak nie należy dać się zwieść tej płytkiej filozofii i na pustkę należy uważać. ona tylko czeka to aby pochłonąć kolejny
wszechświat.


piątek, kwietnia 24, 2009

rozmowy z lustrzanym odbiciem


rozgwieżdżone niebo

z zieloną trawką pod stopami na polanie, gdzieś pośród lasów lub drzew parku.

- mendo! dlaczego mnie tu prowadzisz w środku nocy?
- mendo? a co to jest?
- no pchła, wsza taka, organizm co nic nie robi tylko ssie i skacze. o i swędzi do tego wszystkiego!
- hm, no nieźle.
- nieźle - ?? - co znowu wymyśliłeś?
- nieźle, jak na to, że "nic nie robi".
- aaa, no tak.
misiek uspokój się, kurde co ty robisz?
- nie marudź, usiądź z boku coś ci pokażę.
- słodki mój, mokro jest.
- najdroższa usiądź proszę, a najlepiej to się połóż. o spójrz tam w niebo. widzisz gwiazdę co się tak pięknie mieni?
- tak śliczna jest. co to za gwiazda?
- to jest nasza gwiazda, to właśnie tam cię znalazłem.
- ach! najdroższy ...
- no to jak jest z tymi mendami?
- ależ najmilszy, ty się niczym nie przejmuj. przecież ja kocham pasożyty.

niedziela, kwietnia 19, 2009

autostop


znajduje się na stacji w hamburgu razem z niemieckojęzycznym kumplem w bliżej nieokreślonej przestrzeni historycznej, gdzie sytuacja polityczna pomiędzy 'nimi' a 'nami' jest lekko napięta. powiem tak: obaj czujemy, że lepiej unikać tamtejszej milicji i jakichkolwiek służb mundurowych.


parking przed stacją. jakimś cudem trafiamy na wycyckane audi a8 starszego państwa i bez większych problemów udaje nam się przekonać właściciela aby nas podwiózł. auto z zewnątrz, nie różniło się niczym od flagowego modelu, jednak w środku to było zupełnie coś innego. wystarczy jak dodam, że siedzieliśmy z kumplem obok kierowcy na przedniej kanapie !! a pani starsza (żona starszego kierowcy) siedziała za nami na salonowym fotelu, takim z wysuwanym podnóżkiem. kątem oka dostrzegłem jeszcze, iż mimo zejściowego wieku pani, trzyma się ona całkiem jędrnie.
celem naszej podróży, było przedostanie się do berlina - wg. naszych informacji, tam wszystko było normalne bez zbędnych represji, najnormalniej wielokulturowy pissendlofe.

po kilku wymienionych w trakcie jazdy uwagach na temat prowadzenia auta, nie wiedzieć w jaki sposób znaleźliśmy się w poznaniu, przy rzece warcie pod mostem rocha.
poruszamy się w kierunku katedry.
zza którejś bardziej okrzaczonej kępy trawy wyskakuje zaszczuty domokrążca i ubija interes życia. okazuje się, że państwo niemcy oddają mu swój wycackany wóz w zamian za jeden rower.

ja z kumplem idziemy dalej, poszukujemy tajnego przejścia do katakumbów katedry.
po kolejnych metrach rozważań nad istotą życia komarów i przewagą muszki owocówki nad zasuszonym zźdźbłem trawy w łańcuchu pokarmowym gryzoni, natrafiamy na gościa od reklamy i pi jeru jednocześnie. gość potrafił tak się zachwycić (i nie tylko siebie) swoimi włosami, że pękał, chojnie obdarowywując zebraną w trakcie prezentacji szamponu przeciwłupieżowego grupę swoimi flakami, o bliżej nie określonej treści.
znając gościa z wcześniejszych wystepów, omineliśmy go szerokim łukiem. niestety państwo niemcy, próbując okiełznać technikę jazdy na rowerze, pozostali w tyle więc pan reklama dopadł ich i z nieopisaną pasją w oczach począł reklamować szampon, zachwycając się przy tym swoimi włosami. widząc co się szykuje podbiegłem do coraz większego tłumu i udało mi się odciągnąć panią niemiec, ale z jej mężem mi się do końca wszystko wyszło jak należy. i owszem udało mi się go oderwać od pana reklamy, ale tym razem fanatyk szamponu nie pękł na okazyjnie zebrany tłum a zaczął jedynie obsrywać ludzi. i robił to z nieopisaną wprost celnością i na sporą odległość. niestety upatrzył sobie pana niemiec jako cel i trafiał w niego, nawet z odległości ponad 300 metrów.

chwilę wcześniej przed tą gównianą przygodą widząc zachwyt państwa niemiec, doszliśmy z kumplem do wniosku, że z miłą chęcią będą do nas przyjeżdżać. jednak po przygodzie z dupną armatą nie jestem już tego taki pewien.

następnie spostrzegam coraz większy brak sensu w kolejnych wydarzeniach. kumpel pożycza rower od pana niemca i jeździ nim a właściwie orbituje w powietrzu wokół nas, pani niemiec z każdym krokiem staje się coraz młodsza i gładsza za razem, a przykro ofajtany odchodami pan zamienia się w pełzającego suma rzecznego.
w chwili, kiedy próbuję się skoncentrować kilkadziesiąt metrów przede mną wyrastają z podziemi w pełni uzbrojone czołgi i się budzę.

sobota, kwietnia 18, 2009

jak clear to clear



sobotnie przedpołudnie, a może już nawet południe?, nie wiem mam kaca! moje kochanie też ma kaca i też działa na nią motywująco. więc zasuwamy od rana, ja przy śniadaniu, ona przy porządkach.
śniadanie pyszne było i już się nawet posprzątało, a moje cudo wciąż clear. teraz mop wpadł jej w ręce i brud jeszcze o tym nie wie, ale ja jestem przekonany, że ma przerąbane. kochana jest ta moja małgonia :*

czwartek, kwietnia 16, 2009

rowerowo


dziś nakręciłem ponad 60 km rowerem. głównie za pracą. rozwiozłem po okolicach miasta cv, odbyłem rozmów i przy okazji opaliłem sobie uszy słoneczkiem. poza tym podziwiałem widoki i starałem się nie podpaść żadnemu z wyprzedzających mnie, szalonych kierowców.

rower działa na mnie odprężająco, już zapomniałem jak jazda na dwóch kółkach odpręża. zasadniczo, dla moich przyszłych pracodawców musiałem wyglądać dość dziwnie: gość w krótkich spodenkach a la bojówki w wojskową zieleń na lewej nogawce opleciony wzorzystym kwiatem, a na górze oczojebna czerwień w postaci kurtki rowerowej, chroniącej od wiatru, deszczu i niewiadomoczymjeszcze. od razu przepraszałem za wygląd i tłumaczyłem, że jestem zmechanizowany w postaci zestawu ja plus rower, mówiłem jakie to odprężające i w ogóle i zaraz pytałem dlaczego mam z tego rezygnować skoro lubię. później nie wiedzieć czemu zawsze udało mi się wtrącić kilka szczegółów z doświadczeń jako sternika z organizowanych rejsów wypoczynkowych dla wielu firm, co od razu (wcale mnie to nie dziwi) wzbudzało wielkie zainteresowanie.
wiecie już wiem co chcę robić profesjonalnie ale nic nie powiem, bo zwiniecie mi pomysł sprzed nosa i zostanę na lodzie hihihihi
pozdrawiam


hounddog


właśnie obejrzałem "hounddog". ciekawie opowiedziana historia dziewczynki z południa ameryki, której jedynym marzeniem jest zatańczenie i zaśpiewanie dla elvisa. film nosi znamiona dramatu, ale jeżeli ktoś lubi bluesa i chce poczuć ducha tej muzyki, to koniecznie powinien film obejrzeć. osobiście poszukuję ścieżki dźwiękowej z tego filmu - niesamowite brzmienie.


i powiem wam coś jeszcze: elvis to pikuś jest !!



a tutaj znajdziecie trailer jakby was interesował :)

http://www.youtube.com/watch?v=LcV9cflbyBM

środa, kwietnia 15, 2009

w krzywym zwierciadle

a tak jeszcze przy okazji świąt, to coś takiego do mnie dotarło:




i co wy na to, całkiem ciekawe spojrzenie na święta hihihi

po świętach

wielkanoc - czas namaszczenia jajek, łapania zajęcy, biegania z wiadrami, przeżywania nieco innej paschy.

a ja tak po prostu skupiałem się na witaniu nowego świata, takiego bardziej wiosennego. pamiętacie co pisałem o oczekiwaniu na zapachy. no więc zastałem co chciałem, więc nasycałem - i nasycam - się do woli.

lubię ten czas.
i już!

dziękuje małgosiu, za ten cudny czas :*

a dziś poczyniłem rower.
ostatnio coraz częściej, dlatego cieszę się szalenie. po ostatnim lecie kiedy było mi medycznie zabronione kręcenie korby nogami, trochę mi się oblało w kilku strategicznych miejscach.

więc depnąłem na pedały żwawo czwarty raz w tym miesiącu i po kilku głębszych oddechach znalazłem się 10 kilometrów dalej. a jakie widoki przy tym, mówię wam macie czego mi pozazdrościć. no ale jadę dalej, nasycam oczy, nos i uszy, bo przyjemnie dookoła więc dusza rada.


pomyślałem sobie w końcu, że pora wracać - jakoś się tak oddech spłycił i rwać się zaczął - no cóż wyłazi ze mnie przeleżany sezon. no to wracam, ale nasunął mi się pomysł, żeby zahaczyć o dość popularne miejsce rekreacyjne w mieście, biegnące na około jeziora.
jednym słowem - komercha. a tam coś niesamowitego, bo w około tego niczemu niewinnego jeziora, na asfaltowych szlakach setki ludzi w sportowych szortach uciekających od kilogramów, co się z nimi w zimie zakolegowały. poza tym cała masa kanapowców, którzy piloty od tv zamienili na butelkę z piwem w przyjeziornej knajpie. no cóż wiosna jest dla wszystkich. i nie zrozumcie mnie źle, ja wcale nie neguje ani nie oceniam innych, przecież robię dokładnie to samo, ale jest coś co mnie odróżnia od całej masy, joggerów, rolkarzy, rowerzystów, chodziarzy. zastanawiacie się co, powiem wa m: po prostu się uśmiecham, świadomy zmian, które się dzieją właśnie dziś, konkretnie teraz.
uśmiecham się i już.


niedziela, kwietnia 05, 2009

i tak jest fajnie, słonko świeci!

kolej kochana, po raz kolejny mnie zaskoczyła.
wiele jest zdań na jej temat, większość ma wydźwięk negatywny;

niepunktualna,

śmierdzi,

niewygodna,

niemiły personel,

zimno zimą,

gorąco latem a do tego ciągłe problemy z rabunkami w jej wagonach.

ale ja tam wierzę w ich ambitny plan poprawy wizerunku.
tak samo, jak w to wierzą kolejowi włodarze.
panowie kierownicy i prezesi wierzą, że w końcu kolej nasza przegoni ichszą kolej, że personel w końcu będzie się uśmiechał, że przyjemnie w toalecie, a co ważniejsze schludnie w przedziale, że okna będą przejrzyste bardziej niż dziś, no i wreszcie, że dzięki niej zawsze i wszędzie dojedziemy, my klienci (raczej panowie prezesi na kolej się nie przerzucą ze swoich błyszczących czarno granatowych dużych aut) na czas.

no i widać odważne zmiany w tym kierunku, np:
internetowy rozkład jazdy - nieaktualny (o czym dziś się przekonałem na własnej skórze i kilkunastu innych niedoszłych pasażerów) ale zawsze internetowy.
mało tego w internecie można sobie nawet bilet na przejazd kupić.
kupić można, ale już nikt nie wie, gdzie go odebrać, a konduktor na widok wydrukowanego na domowej drukarce dowodu zakupu robi wielkie oczy i nabiera wody w usta, jednocześnie sięgając po blankiecik do wypisania biletu na przejazd.

no cóż nie od razu rzym zbudowano a i kolej nasza jest skamieniałą strukturą.
ale ja wierzę, że będzie lepiej, z prostego powodu, przecież w drugą stronę już się nie da.

a panowie prezesi, może zamiast - jeden z drugim - modlić się do najświętszej zainteresowaliby się panowie (tak wy właśnie), co się dzieje za drzwiami waszego gabinetu. co takiego przeszkadza personelowi niższego szczebla się uśmiechać, i dlaczego grzeją przedziały latem. no i może ktoś przy okazji odpowie mi na pytanie co takiego powstrzymuje szanowną kolej, przed uaktualnieniem rozkładu w internecie, bo są ludzie, którzy traktują to co tam wypisujecie poważnie i wielokrotnie opierają na tym swoje plany. a czas dla wielu jest bardzo cenny.


piątek, kwietnia 03, 2009

strachem na lache, czyli jak w dobie kryzysu nie dać się zwariować - etap pierwszy: grabaż.


zaczęło się a właściwie to się zacznie dopiero za jakieś dwie i pół godziny.

czyli koncertowo w ten wieczór - strachy na lachy.
no rewelacja, tak myślę.
uwielbiam koncerty, żywą muzykę.
zawsze jest fajnie i bardzo pozytywnie.
no nic, kończę, bo grabaż czeka a podobno tego nie lubi :)