niedziela, grudnia 14, 2008

...a oczy jej, ze skrzydeł motyli utkane

za mało we mnie jest słów, żeby opisać świat, w którym się teraz znajduję. wszystko co wokół, po krótkiej chwili kontemplacji ukazuje całą doskonałość w swojej nieskończoności. nagle wszystko pokazuje mi się nie jako byt charakteryzowany przez jakieś uwarunkowania społeczno - logiczne, a bardziej jako doskonała ciągłość następujących krótko po sobie, niekończoncych się zmian. nie potrafię tego lepiej określić, ale z drugiej strony nie mam nawet takiej potrzeby. zupełnie niecodziennie się dziś czuję. naładowany pozytywną energią spełnienia, ze świadomością harmonijnego jej przepływu przez całe ciało - podobnie się czuję, jak przed oczami rozpościera mi się widok delikatnych opuszczających kokony motyli w pierwsze letnie dni wiosny. sama świadomość tego, że lada chwilę wypełnią swoje wzorzaste skrzydła promieniami słońca i odfruną zdane na łaskę i niełaskę wiatru sprawia, że mój oddech staje się pełniejszy.

4 komentarze:

Piotr pisze...

Słusznie piszesz. Ja mam tak dzisiaj. Dokładnie tak jak piszesz :)

Elliza pisze...

motyle maja to do siebie ze jak im sie wbije w leb szpilke i zamknie za szklem beda trwac piekne cale lata, a ja?
czy jak wbije sobie szpilke w czolo i za gablata siade czy za lat 30 wciaz bede taka sama choc nie mrawa???

Tom pisze...

W odpowiedzi na zamieszczony tekst - zamieszczam cyt.-fragment opisanego snu:"Coś bardzo dziwnego. Stoję przed jakimś mega kolorowym obrazem. Ma on takie właściwości rozciągania, że pojawia się tam gdzie wodzę wzrokiem, w nowych motywach. Jest tego naprawde dużo, nie do opisania.Motywy geometryczne mieszają się z kolorami, postaciami, całymi scenkami, czy przedmiotami. Właściwie wszystko co jest mi znane jako cecha, czy wytwór życia na Ziemi, miesza się w gigantycznym, przenikającym się ze sobą kolarzu barw i form. To jest cudowne. Po chwili( jakbym był na grzybach, LSD) wymiary zmieniają się do tego stopnia, że własnym jestestwem wnikam w obraz i zaczynam się przemieszczać. Wszystko w aurze pogodnej, zabawowej, momentami zabawnej. Mieszają się wymiary, czas i wszystko razem góra i dół, w i poza itd.itp.. Odnajduję w tym jakąś zasadę i zaczynam przemieszczać się po "poziomach" Traktuję to jako grę- Idę od poziomów abstrakcyjnych, ciągłym ruchem, zmieniając cały czas kształt podmiotu. Niesamowite uczucie. Pojawiają się różne stworki, postacie, przemieszczanie polega na tym, że jeden motyw przekształca się w następny, albo wchodzi w interakcję z sąsiednim. Miniaturowe multum możliwości przemieszczania. Nie do opisania. Teraz np. jestem kształtem z okiem, który zlewa się z czerwoną żyrafą, która zmienia się w linę po której zjeżdżam ja jako malutki krasnoludek( ś. MIkołaj)- spadam na "podłogę" i spotykając kobietę krasnoludkę dla śmiechu imituję ruchy kopulacji. ( obok nieskończona ilość takich kombinacji, które mógłbym wykorzystać przelewając w nie świadomość, podmiot. CZyżby gniazdo ludzkiej WYOBRAŹNI? swoista siedziba natchnienia artystycznego. Po chwili formy stają się bardziej roślinne, w końcu abstrakcyjne.
Dzieje się coś , że odzyskuję "normalne postrzeganie" Jestem wyczerpany wizją. Spostrzegam, ze jestem w jakiejś przestrzennej sali(pracowni(?)).(...)"
salvador pozdrawia

Paweł Ordan pisze...

Elliz, wolałbym jednak żebyś tego nie robiła. Poza tym w motylach lubię życie pełne kolorów, takie za szybką już mnie nie interesują.