piątek, listopada 07, 2008

wisisz mi wiśnię

No i w domu, bądź w dom. Jak zwał, tak zwał - psychiczno-fizyczny zwał. Dość mam już tego tygodnia i najbliższych dwóch dni, też już mam dość. I wiem, że to niezdrowe jest takie negatywne nastawienie na to co będzie, ale najbliższe dwa dni - a właściwie to tylko półtora, są mi do niczego nie potrzebne. Szczerze, wolałbym żeby ich nie było. Bo to na co czekam, zaistnieje dopiero potem. A jak już zacznie trwać to... to może wtedy coś napiszę, bo teraz mam niecodzienny zwał.

a z tą wiśnią to dopiero jaja są (były, będą). Otóż, spragniony dziś od progu rodzinnego domu mówię PIĆ, tak żeby wszyscy domownicy zrozumieli komunikat, przekaz. No i co się dzieje w następstwie rozpaczliwych wołań, okraszonych powykrzywianą niezrozumianym bólem twarzą? Nic, zupełnie. No może poza wesołą wiadomością płynącą z TVroomu że jutro o 7:00 otwarcie jest mega - bo megaavans się otwiera. No dobra zbity, z podkulonym ogonem, zawitałem do budy swej własnej, niedorobionej - bo to na styl i po staroszemu wystrojone - nawet farby nie pozwolili wybrać. I patrzę, rozumiem, doświadczam, że jest, błyszczy się i stoi dumnie czerwieniąc się spod kapsla. Że niby wiśniowo-miętowy, albo jakoś tak. Więc łapczywie ciągnę za zawleczkę zrywam kapsel, do ust dokładam, przechylam i doję - bo ciężko było to nazwać piciem. I mama w drzwiach stoi i patrzy i już nawet zrezygnowała - tak to widzę spod hejnału łypiąc okiem - by spytać co mi jest, ale jak to mama, zapytać musiała i szybko zmieniła temat, następny zmyślnie dobierając do okoliczności zastanych:
- co napisali po kapslem?
- hmm, uhmm, ehmm - łypię oczami i grdyką grdykam, wymachując niezdarnie zatyczką przed rodzicielką i sugerując nazbyt krągłymi ruchami ramion, że nie wiem.
No to nie wiele myśląc i wciąż pragnąc jakiejkolwiek odmiany, bierze - że mama - ode mnie kapsel, odwraca dnem do góry i na głos czyta:
- WISISZ MI WIŚNIĘ!
trochę się naścierałem ścierwa ze ściany, ale teraz przynajmniej jest odrobię więcej niecodziennego kolorytu na murach. No i że malowanie koniecznie trzeba zrobić, no bo jak tak można. Nawet się już nie czaruję, że kolor pozwolą wybrać. A jak spragniony byłem tak jestem. Otwieram drugą butelkę, tym razem rozsądniej wziąłem piwo.