piątek, kwietnia 09, 2010

bajka na dobry dzień


dzisiaj dalszy ciąg uwielbianych przeze mnie bajek dla dorosłych. oczywiście pozostawiam wam miejsce abyście mogli wyciągnąć wnioski. miłej lektury.

zbigniew królikowski
'bajki chińskie dla dorosłych'
opowiadanie pt: 'lew i asertywny zając'.

pewnego dnia król zwierząt, lew, stwierdził, że jest już za stary, aby polować i uganiać się po lesie za zwierzyną. wydał wobec tego dekret, w którym ogłosił, że od poniedziałku kolejno każdego dnia do zjedzenia zgłoszą się: sarna, jeleń, dzik itd. do końca miesiąca. dekret został rozwieszony przez borsuki na drzewach w najważniejszych punktach w lesie, a wśród zwierząt zapanowała panika. biegały zdezorientowane, radząc się jedno drugiego, co robić . w końcu postanowiły interweniować. pierwsza do lwa udała się sarna.
— widziałam się na liście do zjedzenia — zaczęła nieśmiało, a lew spojrzał na listę.
— tak — odparł — na poniedziałek, a o co ci chodzi?
— no ale... jak to tak... do zjedzenia? — dukała przestraszona.
a dzieci?
— dzieci? — lew szukał na liście. — są przewidziane na środę.
— no ale... jak to? — nie mogła wydusić słowa.
— słuchaj, sarno — zaczął pryncypialnie lew — jak zaczaję się na ciebie, to co, masz jakieś szanse? nie masz. a nauganiam się po tym lesie jak głupi. ty się naganiasz, spocisz się, mięso jest potem twarde, szkodzi mi, mam zgagę. to nie ma sensu. widzisz sama. no, głowa do góry. do poniedziałku, sarno, cześć!
sarenka spuściła głowę i odeszła.

wpadł dzik.
— ty, lew — zaczął zadziornie od samego wejścia — co ty się wygłupiasz z tą listą?
— a o co tobie znowu chodzi?
— ja, twój kumpel do zjedzenia?
— tak, niech sprawdzę — lew pochylił się nad listą — na sobotę.
— no, co ty? razem chodziliśmy na imprezy, biegaliśmy za dziewczynami...
lew mu przerwał:
— słuchaj, dziku, ja już jestem w tym wieku, że może jeszcze pamiętam, jak biegałem za dziewczynami, ale już na pewno nie pamiętam, w jakim celu. rozumiesz! to nie jest argument. no, to do soboty!
i dzik poszedł.

sytuacja powtarzała się. przychodziły różne zwierzęta, przypominały swoje zasługi, powoływały się na koneksje i koligacje, prosiły, straszyły, próbowały przekupić.

w końcu przyszedł zając.
— cześć, lwie! — zaczął zwyczajnie.
— cześć!
— w lesie mówią, że umieściłeś mnie na swojej liście do zjedzenia.
lew spojrzał na listę:
— tak, na niedzielę.
— słuchaj, możesz mnie skreślić?
— ależ oczywiście, nie ma sprawy — powiedział lew i dokonał stosownej korekty.

1 komentarz:

Paweł Ordan pisze...

cała przyjemność po mojej stronie