czwartek, sierpnia 12, 2010

na rowerze



po raz kolejny postanowiłem dojechać do miejsca z odległych wspomnień. po ostatniej wyprawie w tamte rejony dzika puszcza zaprowadziła mnie 20 km na północ od poszukiwanego przeze mnie jeziora. tym razem już na początku pojechałem bardziej na południe, żeby nie powtórzyć poprzedniej przejażdżki, co zaowocowało po 40 minutach dotarciem do celu. w między czasie podpytałem miejscowych na kilku skrzyżowaniach, którą drogę wybrać no i się udało. 
10 następujących po sobie wiosen sprawiło, że puszcza się rozrosła no i ubyło ze dwa metry wody w pionie, co dość poważnie zmniejszyło odbiór wizualny wody. teraz w niektórych miejscach bez większego trudu każdy  amator przerzuci kamieniem na drugi brzeg. wiele miejsc w okolicy w ogóle się nie zmieniło, a pozostałe są nie do poznania - a może tylko pamięć zapamiętała to nieco inaczej?
z racji, że nie lubię podczas jednej wyprawy jeździć dwa razy tą samą drogą, w podróż powrotną wybrałem się pomiędzy polami. kiedyś ta trasa była bardzo zbita, wręcz niesamowicie twarda. dziś jest to przypominająca średnio szeroką rzekę morze sypkiego piasku - jednym słowem dla rowerzysty katastrofa! koła co kawałek tonęły w luźnym piasku, nawet zmniejszenie ciśnienia w balonowych oponach na niewiele się zdało. prędkość przejazdu z 25km/h spadła do zaledwie 12. na szczęście sypko było tylko na odcinku 6 km, dalej zwykła polna droga, a później nawet asfalt. 
koniec końców przepedałowałem 30km, udało się poddać konfrontacji wspomnienia z rzeczywistością.
no i właśnie tak się teraz zastanawiam, jak to się dzieje, że pamięć mimo wszystko trochę nam ściemnia (żeby nie być dosłownym pisząc oszukuje ;)).
a może ja tak tylko mam?

Brak komentarzy: