poniedziałek, sierpnia 23, 2010

sen w fotelu

to działo się tego samego dnia, kiedy po całym dniu pracy pan de postanowił skorzystać z zaproszenia na wieczorną imprezkę.


wrócił do domu totalnie wyobcowany ze swojego ja. i mimo iż oczy kleiły mu się do powiek, nie do końca był pewien czy chce mu się spać. po dłuższej chwili stagnacji w salonie zrozumiał, że jak zaraz nie pochłonie czegoś smacznego to o spaniu będzie mógł zapomnieć, a przecież był już późny wieczór i rano czekał go cały dzień trudnych zajęć. 
udał się do kuchni.


spoglądając w lodówkę nawet się nie zdziwił odkrywając kilka wykwintnych dań, czekających na to aż zdecyduje się właśnie na którąś z nich . była tam pieczeń  z dzika w sosie z róży, polędwica wołowa pieczona w liściach z kapusty, stek marynowany w winie, kilka potraw z baraniny, duszone liście włoskiej kapusty, zapiekana marchewka, pory zasmażane z soczewicą i szparagi w orzechowym sosie. pan de skupiając się na swoim apetycie wcale nie skumał faktu, że jego zwykła domowa lodówka, kupiona zresztą na raty, na które tyra dorabiając weekendami, przypomina swoją zawartością kartę dań w restauracji o dźwięcznej nazwie 'pod złotą gruszą', obok której przejeżdża tramwaj wiozący go codziennie do pracy. w końcu pan de doszedł do wniosku, że wystarczy mu cokolwiek, żeby tylko zabić głód przed snem, dlatego ze swojej plastykowo-srebrnej lodówki wyciągnął schaba w sosie i kapustę kiszoną. postanowił, że skroi sobie ze dwa ziemniaczki tak dla większej różnorodności na talerzu. postawił trzy nieduże garnki na kuchence gazowej i poszedł do salonu, by zasiąść w fotelu z gazetą.
przeglądając czasopismo natrafił na artykuł opisujący spory toczące się w izraelu na temat ilości żyda w żydzie. innymi słowy, który żyd jest bardziej żydowski. artykuł zaciekawił go do tego stopnia, iż pan de przepadł w rzeczywistości. zapominając o bożym świecie, kuchni, fotelu i gazecie zasnął upuszczając prasę na podłogę.


pan de ocknął się na wzgórzu w samym środku czegoś co przypominało rytualne spotkanie, coś jakby połączenie sabatu z nocą kupały. 
samo wzgórze znajdowało się w gęstym lesie, przy czym jego szczyt pozbawiony drzew odważnie wyprężał się do księżyca w pełni. kolista polana na szczycie była osłonięta z każdej strony wysokimi drzewami, przez co niemożliwe było podziwianie dalszej okolicy. w centrum polany, jak i również w okół niej płonęły ogniska, gdzie to centralne było największe i skupiało najwięcej dość skromnie ubranych ludzi. kobiety i mężczyźni splątani wspólnym tańcem, udekorowani różnymi artefaktami, rysunkami na ciele sprawili na panu de ogromne wrażenie. wrażenie było tym większe, że dopiero po dłuższym czasie do jego uszu dobiegła muzyka w takt, której poruszały się obserwowane przez niego osoby. 
w chwili gdy próbował zlokalizować skąd dobiegają go rytmiczne dźwięki, poczuł że jego nogi samoistnie wplątują się w takty muzyki, wyginając przy tym do rytmu całe ciało. pan de po raz pierwszy od niepamiętnych czasów poczuł, że znowu żyje. 


tańcom, hulańcom i swawolą nie było końca. pan de orbitował wokół centralnego ogniska,   jak i również wokół wielu mniejszych rozmieszczonych na obwodzie kręgu polany. w pewnym momencie do pana de dotarła dziwnie kwaśna, gryząca w gardło i oczy woń. pan de po raz pierwszy podczas tej dzikiej nocy zatkał  nos, by nie czuć tego smrodu. na nie wiele to się zdało, postanowił więc odkryć porażające zmysły źródło. zbliżył się do wielkiego zgromadzenia wokół centralnego ogniska i dopiero teraz zrozumiał, że już nikt nie tańczy, a wszystkie osoby przyglądają się jemu samemu. przedostał się przez krąg ludzi. docierając przed pierwszy szereg zamarł w przerażeniu na widok, który teraz miał jak na dłoni. ociekający bezsilnością spróbował krzyczeć, co sprawiło, że ...
pan de obudził się w fotelu.


jednak po dziwnym śnie pozostało mu niepokojące wspomnienie przeraźliwego smrodu. zanim zdążył zrozumieć co się dzieje, już biegł do kuchni. ten mały armagedon jaki ujrzał na kuchence przerósł jego możliwości. wszystkie 3 garnki płonęły żywym ogniem, strzelając na wszystkie strony różnymi odpadami. pan de szybko zakręcił zawór gazu i wziął się do gaszenia. kiedy zażegnał zagrożenie pożaru, pan de jeszcze raz spróbował ogarnął ten ogrom zniszczeń, załamany usiadł na krześle w kuchni próbując to wszystko jakoś sobie wytłumaczyć, aby zrozumieć. przez głowę przeszła mu myśl:
- to nie dzieje się na prawdę to musi być sen!
w tym samym momencie pan de wykonał test rzeczywistości drugi raz tej nocy zatykając nos palcami wciągnął nosem głęboko w płuca powietrze. tak, to jest sen. świadomość, którą w tym momencie zdobył podnieciła go do tego stopnia, że ...
pan de obudził się po raz drugi. tym razem już we własnym łóżku. zaraz po tym jak otworzył oczy po raz trzeci zatknął nos próbując przezeń wciągnąć powietrze. nie udało się nabrać powietrza po namiastce świadomego snu panu de zostało tylko dziwne wspomnienie powalającego, palącego włosy w nosie smrodu i niesmak, że było się już tak blisko...



Brak komentarzy: