sobota, kwietnia 03, 2010

opowieść wielkanocna


jest i sobota.
od bladego świtu za oknami widać paradę pięknie udekorowanych jaj, kawałków wędliny, pieczywa i jakichś ciast. oczywiście nad całym tym składem czuwa któraś z odmian baranka wyglądających gdzieś z pomiędzy kilku zielonych gałązek bukszpanu.

swoją drogą zastanawiam się na ile w tej paradzie jest świąt i tradycji a na ile przykrego obowiązku.

pamiętam, jak za dzieciaka zostałem wysłany z misją do kościoła w celu święcenia pożywienia. i pamiętam jak rodzice mnie napominali, żebym nie wracał do domu do puki ksiądz porządnie święconki nie skropi. no i poszedłem, a że od dzieciaka nieśmiały byłem, to jakoś tak trudno mi było przedostać się na czoło pod ołtarz z skrzętnie przygotowanymi pisankami.
za pierwszym razem się nie udało, a że wydawało mi się iż cała akcja trwa krótko (teraz wiem, że niecałe 20min, wtedy czas nie miał dla mnie znaczenia), to postanowiłem, że zostanę na jeszcze jedną turę... i kolejną... i następną. po jakimś czasie nawet kapłan mnie rozpoznał. z rozmowy jaką ze mną przeprowadził wynikało, iż jest ze mnie bardzo dumny, że noszę święconki dla starszych ludzi - oczywiście nie sprostowałem, że od kilku godzin próbuję wyświęcić swoją, tak jak to mi starszyzna przykazała.
tym razem operacja była banalnie prosta, ksiądz postawił mnie przed ołtarzem jako przykład dla innych wiernych, coś tam nawet mówił o dobrym sercu i uczynności, a moją święconkę zlał tak sowicie, że babka - co ją mama z takim mozołem piekła - cała się zwilgotniała.
kiedy wróciłem dumny do domu z poczuciem dobrze wypełnionego zadania rodzicie bardzo szybko sprowadzili mnie na ziemię, dając mi do zrozumienia, że ww. historia jest na tyle nieprawdopodobna, iż zasłużyłem sobie na karę.

już mniejsza o to co sobie wyobrażali, kiedy synuś nie wracał przez kilka godzin do domu ze święconką, a że nie było telefonów komórkowych, i że ja należałem do grupy 'podróżujących w czasie', wniosek dla nich był oczywisty - zawalił sprawę.

no cóż dzisiaj tak dla odmiany jajka już wyświęcone. starym zwyczajem poobserwowałem młodzież, szukając wśród nich swojego odbicia i tamtego zagubienia.
nie musiałem długo czekać.


a tak przy okazji
życzę wam spełnienia marzeń i marzę o spełnieniu życzeń!
spokojnych świąt.

3 komentarze:

ananke pisze...

a to ładna opowieść była :)

Tom pisze...

ty nieśmiały!hehe- no chyba że ci potem przeszło.

Paweł Ordan pisze...

no widzisz tom, każdy może być kim zechce :)